26.02.2007

Nu! YSL - kardamon przebłagany

Niewiele jest dobrych zapachów, które miały u mnie tak przegrany start, jak Nu EdP. Przy pierwszym spotkaniu odrzucił mnie swoim trudnym początkiem, w którym mój nos zauważył bardzo wtedy uprzykrzoną trutkę na mole. I tak cały zapach, mimo obecności kardamonu i kadzidła, poległ. Złe wrażenie przeniosło się również na opakowanie, które jawiło mi się jako toporny, metalowo-gumowy krążek do gry w hokeja - brutalnej, prostackiej, z bójkami co pięć minut.
Trzeba było wiele czasu, by zatrzeć złe wrażenie. W teście ostatniej szansy najpierw dostrzegłam w Nu młode świerkowe gałęzie i kadzidełka z indyjskiego sklepu. Zaakceptowałam jego istnienie. Niedługo później nadarzyła się okazja i po raz pierwszy trzymałam w ręku pełnowymiarowy flakon, nie tester. Jakież było moje zdziwienie, kiedy dotarło do mnie, że to raczej elegancka puderniczka, niż metalowy krążek, w dodatku w pięknym, ni to jasnym, ni to ciemnym, srebrzysto-szaro-fioletowym kolorze. Wieczko odskoczyło z luksusowym mlaśnięciem. Atomizer miękko wpadł wgłąb flakonu i wypuścił idealnie rozpyloną chmurkę zapachu, a ja nagle poczułam się dopieszczona. To był punkt zwrotny. Zaczęłam Nu cenić. Nadal nie byłam przekonana, że to coś dla mnie, wizja powrotu tępionych owadów była odrażająca. Jednak okazje systematycznie mnie kusiły, i pewnego dnia przyniosłam do domu własną flaszkę. Dziś, pomna na niepokojące informacje o możliwości wycofania linii, mam już zapas.
NU żyje na mnie bardzo niejednoznacznie.
Z jednej strony jest to zimny, ostry, spopielały, pieprzny i dymny stwór, bujający na wysokościach, trącający skrzydłami ponuro podświetlone obłoki i księżyc, rozdzierający nocną ciszę skowytem. To duch jesieni - tej śmiałej już i zdecydowanej - którą nazywam jesienią w pełnym uwiądzie - z siekącym, zimnym deszczem, huraganowym, przenikliwym wiatrem i rozpaczliwie krótkim dniem. Słońce jest już w strefie wspomnień, łyska od czasu do czasu perłowo-szarą kulą na krańcu świata, by po chwili utonąć w sinych odmętach chmur. Dymy gryzą w gardle, mieszając się z niemal mroźnym już powietrzem. Chłód niesie kardamon w niespotykanej gdzie indziej ilości, pieprz potęguje dreszcze.
W którymś jednak momencie, niepostrzeżenie i miękko, stwór ląduje, zwija skrzydła, pręży gibkie ciało i układa sie w ciepłym miejscu, by jego futro nabrało połysku i gęstości. Wokół leży przesycony zapachem kadzidła ciemnogranatowy aksamit, światło gwiazd srebrzyście szroni się na grubej fakturze materiału. Skowyt jest już tylko wspomnieniem, drapaniem w gardle, zmysłowa chrypką, która przyjemnie byłoby zwilżyć łykiem dobrego alkoholu.

Panuje atmosfera zmysłowości, tajemnicy, magicznego snu.

Nuty: bergamotka, kardamon, dzika orchidea, czarny pieprz, kadzidło, nuty drzewne, przyprawy, wetiwer.

Nu tworzy dziwną trójcę podobieństw - z jednej strony z Dune, z innej z Kingdom, a gdyby dopuścić do tego układu M7, to wychodzi z tego całkiem ciekawy, acz nieco perwersyjny czworokąt.