13.02.2007

Christian Dior Pure Poison - miejski jaśmin

Wylansowane w 2004 roku Pure Poison to współczesna, rozjaśniona wersja legendarnego Poison, zapachu bezwzględnego, dla kobiety "pieknej i bestii" zarazem. Perfumy te, na nowo interpretujące jaśmin i kwiat pomarańczy, mają aż trzech współkreatorów - są nimi Carlos Benaïm, Dominique Ropion oraz Olivier Polge.

Jest mi trudno zrozumieć fenomen tego zapachu. Zasadniczo nie lubię kwiatów w perfumach, a już szczególnie jaśminu jako głównego składnika. Niepozorny ten kwiatuszek przeraża mnie, osacza, mdli i zniechęca do życia. W Pure Poison jaśmin w tajemniczy sposób wyniesiono na tak wysoki poziom odrealnienia, tak bardzo wyekstrahowano, że porzucił całą swą lepką, omszałą wilgotność (która tak szczerzy zęby w Alienie) i stał się czystym, podniebnym, białym światłem, ideą kwiatu.
Pure Poison to hipnotycznie falujący, fluorescencyny kwiat. To nieznanego pochodzenia błędny ogień pełgający po pustej, aseptycznej przestrzeni. Absorbuje całą uwagę, każe się śledzić, zwodzi w niebezpieczne przestrzenie, skąd nie ma ucieczki, i tam porzuca. Mroczy jasnym, trupim światłem, ogłusza kruchym dźwiękiem uderzających o siebie, osuwających się jedna po drugiej płytek lodu. Pełen przeciwieństw, wrząco-lodowaty, słodko-gorzki, rosnący w ustach. Jak wysoka gorączka gaszona zimną kąpielą, od której łatwo umrzeć. Gubisz go, by po chwili wybuchnął niespodzianie niczym słup białego dymu, który natychmiast dziwnie skręca się, rozpełza, chmurzy. Uzależnia, fascynuje, jednocześnie wzbudzając do siebie uczucie na pograniczu obrzydzenia. Przypomina mi przepalająca się świetlówkę - absolutnie nieprzewidywalnie brzęczy i pyka, nieregularnie mgruga emitując fale o najróżniejszej częstotliwości, wywołuje nieprzyjemne i infiltrujące mózowie uczucie, ale nie sposób na nią nie patrzeć, nie słyszeć, wyłączyć ciało i zwyczajnie jej nie czuć - po prostu nie da się o niej zapomnieć.
Lustrzanie opalizujący, białawy flakon z ciemnopurpurowymi akcentami znakomicie podkreśla chwiejny, urbanistyczny urok tych perfum.

Nuty: kalabryjska bergamotka, mandarynka, jaśmin, słodka pomarańcza, kwiat pomarańczy, hydroponiczna gardenia, drzewo sandałowe, biała ambra, piżmo.

(zdjęcie pochodzi z serwisu flickr.com)

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

świetnie opisane walory "trucizny"
to jest dokładnie to co czuję gdy moja kobieta tak pachnie.
Nic tylko kupować :)

Anonimowy pisze...

jak dla mnie są zbyt "mocne"...czuć je na kilometr;/ strata pieniędzy;/

Anonimowy pisze...

genialny, "jesienny" zapach. kojarzy się z dekadencją, poezją, zdjęciami w sepii. idealny, mój mężczyzna też go uwielbia :D.

Zabiegana pisze...

Adoruję te perfumy od 6 miesięcy i długo zwlekałam z zakupem. Wczoraj się odważyłam- 50ml za 55 funtów i... nie jestem w stanie znieść tego zapachu :( akurat mam przeziębienie i katar, ale denerwuje mnie... przez ostatnie pół roku uzależnił mnie od siebie, czułam go na swoich szalach (zwiedziałam różne Sephory i Debenhamsy żeby się popsikać), a obecnie niedobrze mi :( "Śmierdzi" mi po męsku.
Modlę się, że jak wróci mi węch i zdrowie, to znowu zaczną mi się podobać, bo wiem, że ich zapach na codzień jest piękny, drogi, kobiecy i tak tak, ta trucizna uzależnia :)

Michał pisze...

Nie znam tego zapachu, ale wiem że Ewelina tak pachnie, mogę więc sobie wyobrazić ile w tym zapachu szaleńczego pędu by uroczo ukryć to, co i tak widać.