17.10.2006

Mechant Loup l'Artisan

No cóż, chciałabym, żeby tak pachniała moja niemyta lodówka, niestety rzeczywistość ma się do tego zapachu nijak, bo niemyta lodówka - powiedzmy to wprost - śmierdzi, a Zły wilk? Absolutnie nie. Nie czuję tu jednak też lasu (cedr, wetiwer? gdzie?), ten wilk raczej zakrada się do ludzkich siedzib, a może dobiera się do pełnego smakołyków koszyczka Czerwonego Kapturka? Czuję przypalone lekko orzechy, dużo pasiecznego miodu i odrobinę skudlonej, szarej sierści. Trochę dusi w gardle, to te kłaczki, od których kaszlał kot w butach. Podobnie pachnie też wyschnięta wiklina. Dodatkowo pojawia się coś jakby bardzo słodkie owoce, ale to pewnie lukrecja. Swoją droga ten składnik tak silnie jest w moim umyśle połączony z anyżem (Lolita Lempicka gnie się w ukłonach), że przydałoby mi się powąchać sama roślinę, żeby umieć ją wyodrębniać na czysto. Około 3 godziny Mechant Loup robi się nieznośnym zwierzakiem, z powodu monotonnie toczącej się, mszystej słodkości. Potem nagle rozpływa się w szarości i znika, czyli trwałość niespecjalna.

Brak komentarzy: