16.10.2006

Comme des Garcons Avignon

To ostatni zapach z serii kadzidlanej CdG, którego nie znałam. Dziś w końcu przyleciał, zrosiłam się nim obficie, by czuć całą soba pełne spektrum - i gagatek nieźle miesza. W pierwszej chwili przerażająco wysoki, wyższy niż sklepienie największej gotyckiej katedry - kubatura jest naprawdę ogromna, gdzieś musi pomieścić te kadzidlane dymy i przepych ornatów. Potem dołącza metaliczna nuta, może to rozgrzana kadzielnica? I coś tajemniczo słodkiego, niepokojącego, niemal mdłego, więdnące, polne kwiaty przed ołtarzem? Czuję, że z Avignon trzeba postępować ostrożnie, skóra okadzona w nadmiarze po pół godzinie wypuszcza diabła, czyli zapach stęchlizny, mokrego, nie powieszonego prania, kadzidła zawilgłego, mruszejącego w ciemności. To samo dzieje się u mnie z Messe de Minuit, tyle że do tego potrzeba Mszy więcej, Avignon wierzga już po większej kropli. I do końca te perfumy właśnie tak balansują, między uroczystym i bardzo esencjonalnym kadzidłem uwięzionym pod kamiennymi łukami domu bożego, a rzuconą w ciemny, zimny kościelny kąt brudną i wilgotną ścierą do podłogi. Szkoda, bo zapowiadały się wyjątkowo, słyszałam, że są "larger than life", miałam nadzieję, że jednak w zupełnie inny sposób, że to kadzidło mnie omami, przytłoczy, ale będzie czyste i nieziemskie, a ono jest takie ludzkie, takie brudne... A ja nie będę przecież cierpieć inkwizytorskich katuszy dla tych pierwszych natchnionych i uniesionych 20 minut. W dodatku tortury mokrą szmatą są przerażająco trwałe - całość siedziała na mnie ponad 12 godzin, dziś rano była też wyraźna na rękawach bluzki.
Pomyślałam jeszcze, że może to jakaś celowa alegoria wiary katolickiej? Początki były szlachetne i wzniosłe, a teraz kościół balansuje w zamknięciu schematów między dobrocią a podłością.

Nuty: rumianek, mech, kadzidło, wanilia, paczula, palisander, nasiona ambrette.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Mokra szmata w kącie – nigdy! Ryk chorału z tysiąca gardeł? – o tak! ;) To Botafumeiro w katedrze Santiago de Compostela, Kościół Bożego Ciała na Kazimierzu i ryt trydencki w trakcie celebry. To tchnienie z głębi czasu, oddech historii wchłonięty przez gąbczaste wapienie, gęsta zawiesina wiekowego kurzu i palonego kadzidła tworząca lepki, organiczny koloid. Słowa same się cisną na usta: „Asperges me…”, „Dirigatur, Domine, oratio mea sicut incensum in conspectu tuo”. Zapach jest żywiczy, balsamiczny, nie można się nim po prostu skropić, namaszczenie – to odpowiednie słowo! Codziennie rano dokonuję tej ablucji, po czym wsiadam do mojej lektyki i ruszam do boju;) Alleluja i do przodu! Zapach utrzymuje się bardzo długo, ale nie jest nachalny, po paru godzinach kadzidło, mirra i inne najprzedniejsze balsamy zaczynają musować niczym ziarenka olibanum rozgrzane krwią włośniczkową doprowadzoną do wrzenia przez gorączkę dnia. Błogosławiący dymek unosi się do końca, kojąc nerwy i dodając siły, wprawia ciało i duszę w stan lewitacji, parę centymetrów nad ziemię. Incense Avignon – semper ad meliora, semper excelsius, semper primus, semper fidelis:)

Anonimowy pisze...

Deo Gratias!

Roman Cholewa pisze...

Gdzie można kupić te perfumy? Opis zapachu jest fascynujący!

Anonimowy pisze...

Świetny tekst. Brawo!!!!