14.01.2007

L'Artisan Tea for Two

Swojska herbatka dla dwojga. Dla niej, dla niego. Dla Nas.
Jakże przyjacielsko brzmi!
I rzeczywiście przypomina najpiękniejszą przyjaźń, dzięki swemu otwartemu, gorącemu sercu. I jak prawdziwa przyjaźń, która dojrzewa latami i bywa trudna, herbata owa to żadne siki Weroniki, żadne popłuczyny z trzeciego parzenia, żadne zielone, rozmoczone liście, ani nieznanego pochodzenia przemielony pył w bladej bibułce - to prawdziwie piekielna herrrrbata! Gorąca, czarna, aromatyczna, i od nasycenia cukrem gęsta jak smoła. Czuję jej syropowata konsystencję na języku i wiem, że niestraszne mi zimowe mrozy, skute lodem ludzkie serca, jesienne depresje i zawieruchy - buchająca Lapsang Souchong skrywa to wszystko w obłoczku czarnej, wysokokalorycznej, wędzonej pary. Tea for Two, to niebiańskie zjawisko, objawia się w trzech stanach skupienia. A więc wrzątek lany z wysoka na liście, by te mogły się podczas wstępnego parzenia dobrze natlenić - lotna faza tej cieczy to nie para, to drzewny dym, którym nasiąkła herbata podczas wędzenia, tak gęsty że aż nieprzejrzysty, gryzący umysł w bardzo pobudzający sposób za sprawą bergamotki. potem faza ciekła - sama esencja najciemniejszej z herbat doprawiona ostrością imbiru i cynamonu. Przyjaciółka długich rozmów aż po blady świt, przywoływaczka uśmiechu z głębin oczu, szkło powiększające do zapoznawania się z zakamarkami duszy. I kiedy już prawie kończymy, zostaje już tylko kilka łyków ożywczej gęstości - na dnie kubka osiadł miód, pokruszone gwajakowe drzewo i skręcone jak warkocze dymu, długie i mięsiste fusy, wróżące dobrą przyszłość. Słodycz na języku i w gardle, błogość pod sercem, a głęboko w trzewiach radosne poczucie, że wcieliło się i posmakowało odrobinę Carpe Diem, że to jest właśnie esencja życia.

Olivio Giacobetti, kłaniam Ci się do nóg za najcudowniejszą, optymistyczną interpretację tego jakże wymagającego napoju, tego nośnego, ale trudnego aromatu, jakim w perfumach jest herbata.

Nuty: goryczka, neroli, bergamotka, cynamon, imbir, Lapsang Souchong, anyżek, miód, wanilia, drzewo gwajakowe.

Trwałość: znakomita, kilkanaście godzin.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Elve, ja to, co odnalazłaś w TfT - piękną, prawdziwie piekielną herbatę - przypisałam Eau du Fier :). TfT zauroczyła mnie gwajakiem i dymnym aromatem herbaty. niestety, bardzo szybko te ostre nuty uleciały i herbata osiadła jako "herbatka" z przeraźliwie dławiącą słodyczą :(, a na dodatek "dymne" przerodziło się w "wędzone" doprawione jakimś rybim posmakiem :(. ta słodycz, na mojej skórze bardzo mdląca i monotonna (moja skóra, niestety, bardzo intensyfikuje wszelką słodycz), przekreśliła dla mnie TfT. bardzo żałuję, bo gwajak TfT jest piękny. cóż, pozostaje mi harpiowata EdF :)

Ola pisze...

Dla mnie Eau de Fier jest smutną, ponurą twarzą herbaty. Pisałam zreszta o tym - to zapach znoju ludzi morza, ich trwogi, tęsknoty, zapach ulatującego ciepła, życia, zapach rozpaczy. TfT to jazna strona życia, dobrze, że słodycz nie jest na mnie tak oślepiająca. A może ja po prostu lubię słodkie zapachy? Chyba właśnie tak jest.