1.12.2006

Etro Dianthus

goździk, goździk, goździk. upiornie trwały, męczący, dobijający się brutalnie do nosa. CdG Carnation nie dość, że było pierwsze, to jest znacznie przyjemniejsze - ma więcej charakteru, odrobinkę migocze. Dianthus tylko wczepia się w skórę i z niej nie schodzi, promieniuje bezlitośnie niczym spora bryła uranu. kładziesz się spać z myślą, że oto nadszedł kres tej męczarni, rano już nie pamiętasz o wczorajszych przeżyciach, i nagle pod prysznicem znów napada cię goździk, który uwiązł gdzieś w zakamarkach szyi.
najgorsze, że zostało mi jeszcze trochę w próbce. i co ja z trym zrobię? wylać na suszki?

Brak komentarzy: