4.12.2006

druga połowa listopada

jak już pisałam, przez ten czas testowałam ambry. przyznać musze, że żmudny to proces i naprawdę ciężko zdecydować się na tę najlepszą. jedyny prawdziwy zawód dotyczył Ambre Soie Armani Prive, ale o tym też już wspominalam. niezbyt ciekawa wydaje mi się też Ambra L'Occitane. poza tymi właścwie wszystkie inne mają dużo do zaoferowania i każdą świetnie się nosi. jakaś tendencja? może. L'Ambre Extreme l'Artisan zyskiwała w miarę jak jej ubywało i jakoś czuję, że będę do niej tęsknić i skończy sę na zakupie niewielkiej flaszki. Ambre Sultan nie jest zaś aż taka "wielka" by nie sprawdzała się świetnie na imprezie.
myślę, że przed świętami będę miała faworytę. co niestety nie oznacza, że ograniczę się do jednego ambrowego zapachu. dochodze do wniosku, że wolę mieć kilka zapachów z ulubionej kategorii niż po jednym z każdej.

dominujący zapach: chyba wciąż L LL, choć pod koniec tego okresu zdarzały mi się coraz częstsze zdrady.

nowe nabytki: Zagorsk CdG. póki co czeka na swój czas. świadomość, że go mam, jest przemiła.
poza tym spore dekanty paru innych trudno dostępnych zapachów, ale o tym w przyszłości.

rozstania: Le Feu i Oblique RWD. jakoś bez żalu.

największe odkrycie: Cuir Otoman Perfum d'Empire. początek ocierający się o koszmar, potem robi się przyjemnie, ale wciąż bardzo nietuzinkowo.

ocalał: Flowerbomb. nie mam pomysłu, kiedy go nosić, Lolita biję go na głowę słodkością i stężeniem pozytywnych wibracji w mililitrze płynu, ale ta buteleczka! nie mogę wyrzucic takiego granatu.

come back: Dune. tak dla przypomnienia, choć jego pora już minęła. właściwie nie ma co komentować, to mój evergreen. aż się prosi, żeby poświęcić mu cały artykuł :)

odrzuty: sporo tego jak na dwa tygodnie.
Mandragore AG, paskudny świeżuch
, dawo nic mnie tak nie zmierziło. jakie czary, jakie zioła, jaka magia? cytyna i już. próbkę oddam w dobre ręce.
wspomniany już Dianthus Etro. mogli się bardziej wysilić z pierwszym typowo kobiecym zapachem.
Hypnotic Poison. właśnie mam na sobie i mnie mdli i dławi. jak ja mogłam to nosić? to już druga taka historia, po pierwszej pozbylam się flakonu (i po roku wróciłam do niego jak pies z podkulonym ogonem). co nie zmienia faktu, że i teraz chętnie się go pozbędę. w końcu jest w perfumeriach, w razie tęsknoty wystarczy pół godziny i znów sa na półce.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Jak to zrobiłaś moja droga imienniczko, że pozbyłaś się Le Feu bez żalu, no jak? Zdradź ten sekret proszę. Nie używałam dość długo Le Feu, więc w zasadzie z moją nową życiową ideologią powinnam powoli rozważać rozstanie, ale na samą myśl ciarki mnie oblatują. Wolałabym dać sobie krwi utoczyć...

A teraz do rzeczy. Mnie się Cuir Otoman bardzo podoba nawet mimo ciężkawego początku. Sama się dziwię, do tej pory nie byłam zbytnią wielbicielką zapachów skórzanych. Moja próbka jeszcze nie zużyta, tylko delikatnie testowana, choć jestem właśnie w bardzo silnym ciągu próbkowym. Po prostu, w tym cięzkim i bolesnym dla mnie okresie nie mogę używać swoich stałych zapachów. Po prostu nie mogę, znienawidziłabym je, na wieki skojarzyły by mi się z bólem, cierpieniem, śmiercią (takim zapachem jest dla mnie teraz Lempicka klasyczna we wszystkich odmianach - edt, edp, minuit). Więc zużywam próbki, nawet z pewną ulga - uzbierało się ich bardzo dużo, wreszcie się nieco odchudzi to zbiorowisko... Całkiem miłe są niektóre odkrycia, np. znienacka noszona Escada Margaretha Ley, którą odsądzałam od czci i wiary zaczęła mi się całkiem podobać! Mam wielką pokaźną próbkę która przyleciała do mnie aż z Holandii i bardzo fajnie się ją nosi (zauważalna, zbiera komplementy!).

Zupełnie znienacka odkryłam też iż Lavende Velours, która zawsze kojarzyła mi się b. babcinie, ma na mnie niebywale kojacy wpływ i pomaga mi zasnąć (co jest rzeczą bardzo trudną już od wielu miesięcy). Próbka mi się właśnie wykończyła, ale to nic, w sieci ciągle do nabycia, trzeba tylko aktualny dług na kredytowej spłacić i już! Lawenda pachnie bardzo fajnie, bardzo męsko o dziwo, gorzkawo, kojąco. Muszę ją mieć!

Przy okazji mała uwaga mi się nasunęła po casusie Messe de Minuit - wiesz, te plastikowe fiolki faktycznie mają niebywałą tendencję do zniekształcania zapachu... nigdy więcej!

Czekam na więcej jeśli chodzi o Ambrę. Laura Mercier mnie szczególnie interesuje, chyba tylko kiedyś mimochodem coś wspomniałaś, prawda? Napisz więcej, proszę, umieram z ciekawości.

Dianthusa nie wylewaj, ja z chęcią potestuję jeszcze, mnie się bardzo spodobał na pierwszy niuch.

Mam bardzo podobne odczucia względem Hypnotic Poison co Ty... ale mnie to już nie dziwi, mam taki love and hate relationship od wielu lat...