15.10.2005

Wcale nie JaśniePani

Wczoraj robiłam ostateczny test My Queen. Ostateczny test tym się różni od testów zwykłych, że po nim mam już w miarę przemyślaną i utrwaloną opinię o perfumach, która skutkuje bądź zakupem zapachu, bądź też odłożeniem go na mentalną półeczkę z napisem: sprawdzone i zaniechane :)
Od razu napiszę, że My Queen poszło tą druga drogą.
Pierwszy test nie pozostawił wątpliwości, że musza nastąpić kolejne, co na tle tegojesiennych nowości w stylu Promesse i tak można poczytać za sukces. I tak pracowicie łaziłam do perfumerii, psikałam nadgarstek (nie lubię pisać tego słowa, jest taaakie długie i skomplikowane! ma ktoś jakiś wymiennik?), w końcu przy pierwszej nadarzającej się okazji wysępiłam próbkę, która starczyła na dwa pełne dni noszenia. Wczoraj zlałam się Królową do pępka (jak to uroczo określa mój perfumowy przyjaciel Kuba) i z pełną uwagą oddałam się eksperymentowi.Oto wyniki...
Pierwsze wrażenie: najbardziej awangardowa z jesiennych nowości 2005 - słodko-gorzki, otwarty, no i wreszcie choć troche niejadalny zapach. W pierwszej chwili bardzo mi się spodobał początek - jest pełen roślinnego, ziołowego soku, ale nie przejrzystego (jak w Addict Eau Fraiche) tylko takiego mleczka z nutą zieloności, podkręconego czymś słodkim i lekko ostrym - to zdaje się cedr! Przez pierwsze parę minut czuję też ożywczy powiew mięty, ładnie komponujący się z tym "ziołowym mlekiem". Potem - przy pierwszym teście - My Queen zaczęła mi coraz bardziej przypominać niejaką Lolitę Lempicką - wydawało się, że na mojej skórze będzie to jej bogatsza, głębsza, bardziej pikantna, przestrzenna wersja. Skąd skojarzenie z Lolitą? Słowo honoru, że czułam w My Queen anyż, bardzo świeży i niesłodki - którego jednak w składzie nie ujawniono. Teraz myślę, że to wcale nie anyż, ani lukrecja, tylko fiołek parmeński. I to właśnie ów dość niestetyt mdły fiołek jest dominującym składnikiem tej kompozycji, jak dla mnie dominującym zdecydowanie za bardzo. Co gorsza towarzyszy mu wanilia z gatunku, którego nie lubię - ostra, naga, syntetycznawa, rafinowana, coś jak cukier kryształ biały (podczas gdy z dużo lepszym skutkiem mógłby to być brązowy cukier w dużych, nieregularnych bryłkach). W rezultacie zapach jest dla mnie nieco za płaski, za mało wibrujący, za mało migotliwy, taki przetrwalnikowy trochę - ale wciąż ciekawy. Wyczuwam w nim przenikanie się dwóch nieprzystających światów: z jednej strony ten fiołek - przypomina rzeczywicie (zgodnie z konceptem perfum) marzenie senne, bajkę, wróżkę, jest taki odrealniony, trochę narkotyzujący... z drugiej ta trochę drapiąca gardło wanilia, płaskość i trwałość fiołka w otoczeniu bukiecika białych kwiatów sprawiają, że Królowa jest, jeśli nie cyberpunkową to przynajmniej futurystyczną władczynią, ostrą, posągową. Jak przystało na koronowaną głowę nie wtapia się w osobowość, tylko trwa sobie obecna, obok.
Kiedy przeczytałam dokładnie skład, pojawiło mi się więcej zastrzeżeń, bo gdzie podziały się... Heliotrop? Chyba gdzieś głęboko ukryty, albo mocno z czymś zmieszany, bo kompletnie nie czuję tego mydłka, a przecież łatwo go wychwytuję...
A kwiat pomarańczy? Piżmo? Puder???
Musiały się biedaki ukryć w jakimś zakamarku, uciekły przed wyżej opisaną tyranizującą parką.

Na koniec cytat z http://www.wwd.com
"It is a floral Oriental developed by Anne Flipo and Dominique Ropion of International Flavors & Fragrances — with an unusual formula. The structure of the scent has four facets, dubbed Marvelous, Dazzling, Mysterious and Intoxicating. Each facet, portrayed as individual layers of a woman's personality, radiates from a common heart and shared base.

Marvelous is designed to open with the "innocent, warm and tender" feeling of childhood, Roos said, with notes of Parma violet and sweet almond. Dazzling is meant to be illuminating with orange blossom absolute fused with white musk and heliotrope in a powdery and luminous bouquet of white flowers. The formula then turns more feminine, sweet and intimate with the Mysterious facet, consisting of patchouli, cedar and vetiver. As the name implies, Intoxicating is meant to be charming and bewitching with Florentine iris and vanilla."

Wygląda na to, że na mnie Królowa w ogóle nie ukazuje swojej olśniewającej strony. Zdecydowanie wolę jej Królestwo niż nią samą.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zgadzam się że zapach jest trochę płaski i nie olśniewa jak, np. Feminite. Nie wiem czemu te dwa zapachy porównuję:-) To chyba przez przemujący słodycz i biel:-P, które u mnie wywołują.

Najbardziej podoba mi się "zielone mleczko", prawie jak Bois d'Iris:-) Trochę nawet jak w Dior Homme.

Imo zapach jest "bielszy" właśnie od Lolitki. I bardziej "śliczny", lżejszy, choć w porównaniu z powyższymi, już nie.

A fiołka może być liść, stąd ten zielony poczatek? Białe piżmo, wanilia i heliotrop to prawd. ta mleczność. Raffaello:-), ale bez kokosu, jak słusznie Agni zauważyła.

sorbet.

Anonimowy pisze...

Po pierwszym teście MQ zniknęła w potopie innych nowości, nie wyszła przed szereg ani na krok. Teraz, kiedy przeczytałam Twój tekst, dam jej na pewno drugą szansę :o)
cmoki
renia.renia