27.09.2005

dwie porażki

Z niemal "zawodowego" obowiązku ;) mam na nadgarstkach dwie świeżuchowate nowości: GF Gianfranco Ferre oraz pachnidełko Paris Hilton. O ile to pierwsze jest jeszcze w miarę porządnym świeżakiem, to to drugie aż ciężko skomentować. Halo, czy jest na sali jakiś bardziej różowy zapach? Może mały konkursik? Paris co prawda i tak wygrywa z Promesse Cacharela (btw, co się zrobiło z ta firmą? czy mi się wydaje, czy kiedyś byli bardziej otwarci, nowatorscy, i używali zdecydowanie lepszych jakościowo komponentów?), ale nie zmienia to faktu, że jest paskudną, landrynkowato-owocową miksturą, od której mnie mdli, i która - a jakże - idzie w niechlubne ślady kilku ostatnich limitowanek Escady. Ale czegóż innego ja się mogłam spodziewać po perfumach sygnowanych nazwiskiem tej trendy panny...
Swoją drogą, ciekawe czy Escada dalej będzie iść w zaparte, czy też wreszcie wymieni płyn w kadzi, w której ważą ten upiorny płyn na kolejne "Tropical Grafitti" czy "Ibiza Punch"? A może w koncu wyprodukują "Sexy Punk"? ;) - widzę to jako wymieszane resztki wszystkich limitowanek z ostatnich powiedzmy pięciu lat :D Ależ to byłby stencz! Modny! ;P
Wracając do dzisiejszych eksperymentów: GF ratuje jakaś ulotna, ale wyczuwalna pieprzowo-grejfrutowa nutka, która nieco wyróżnia ten zapach na plus. Chociaż własnie pomyślałam, iż być może wmawiam sobie, że nie jest taki zły, i że w rzeczywistości bardziej ratuje go towarzystwo Paris Hilton na sąsiedniej ręce. Hmmm, przy Promesse mógłby mi się wydać arcydziełem ;)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Witaj, Elve :-) Jak dobrze, że nie trzeba sie rejestrować, żeby się dopisać- o mało co, dla dobra sprawy, nie założyłam bloga :-) Ale do rzeczy- dla mnie największą porażką GF jest to, że go czuję pięć minut. A tak się fajnie czytało o sorbecie jabłkowym w nutach... Paris Hilton nawet nie wąchałam- chyba całe szczęście:-)

Pozdrawiam i życzę powodzenia w blogowaniu:-) - Mrouh